Galeria Jednego Wiersza
Grażyna Zambrzycka
"Cypel Złamanej Kości"
Andrzejowi
Opowiem twoją historię -
jedziemy na tym samym sercu -
morską przygodę
z kędzierzawym łbem fali,
to będzie o artyście
który szukał widoków na śmierć.
Słońce wypuszczę z ręki w czerwcu,
miotłą z żółtymi kwiatkami
omiotę brzeg.
Jaka bryza, jakie błękitne
boże ścięgno aż do horyzontu,
i skaczesz z belki na belkę
jak po kościach
ogryzionych przez syreny.
Czarodziejka foka
tego dnia cię nie odnalazła
ani żółwik morski.
To był wślizg
czy spadanie?
Złamały się
dwie kości -
ta od syren,
i ta moja-twoja, ta
wędrująca brzegiem,
ta wędrowna.
Nikogo.
Dziura w trzonowym zębie
belki, ty w niej.
O winnice bólu
w tej Szampanii
w dziurze drewnianego zęba.
Holowniki ciągną
spławy deltą rzeki w morze,
żółte stateczki błyszczą,
krążą mewy biało,
i taki z ciebie Ikar
z kciukiem w słonej akwareli,
ze szkicownika
powyłamywanymi skrzydłami.
Nikogo,
na tym brzegu cudownym,
w tej światłości bez kresu.
A ocean puchnie,
bóg chce rozwalić na piasku
ramiona, przezroczyste, ślepe,
wydłubać cię
palcem przypływu.
Tu orzeł nie poradzi,
choć krąży dość nisko,
ani czapla na belce,
jak frasobliwy anioł,
i dłubie coraz bliżej
bóg w kapeluszu z ostryg.
Podobno
przyfrunęła na chwilę
moja ręka
i przysiadła na tobie,
wiedziała
szybciej niż ja
moja ręka,
i ktoś się modlił tego dnia,
za mnie,
a więc za ciebie.
I pierwszy przybiegł pies,
on przybiegł pierwszy,
i szczekaniem odgonił falę,
i drugi przybiegł chłopak,
chłopak przybiegł,
i jak bogowie piękni
byli chłopak i pies.
A potem łódź przypłynęła,
jak Argo była łódź,
pontonowa, czerwona,
i wielu herosów
w bogo-wodo-odpornych kamizelach.
Bryznęły fale
i efekty były świetlno-bólo-wodne
jak u samego Turnera.
I równo za godzinę
morze wlało się całe
na Cypel Złamanej Kości,
i noc wywlokła, a jakże,
tablicę z głębin wody,
z piszczelami, a jakże,
i czaszką w wodorostach.
(z tomu "Ślady", Polski Fundusz Wydawniczy w Kanadzie, Toronto-Rzeszów, s.36-40)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz